KOLEKCJA SZTUKI PKO BANKU POLSKIEGO

Jest jedną z najważniejszych kolekcji korporacyjnych w kraju. W swoich zbiorach bank ma dzieła polskich klasyków współczesności, takich jak Magdalena Abakanowicz, Edward Dwurnik czy Leon Tarasewicz. Bank wspiera także młodą sztukę, pozyskując do swojej kolekcji prace młodych twórców.

Jak inwestować w Młodą Sztukę?

PKO Bank Polski od lat buduje Kolekcję Sztuki. Znajdują się w niej dzieła zarówno najważniejszych artystów polskiej sztuki współczesnej, jak i prace wyróżniających się młodych twórców. Ty także możesz zostać kolekcjonerem młodej sztuki! Jak rozpocząć tę przygodę – podpowiada Juliusz Windorbski, prezes DESA S.A.

Zacznijmy od definicji Młodej Sztuki…
Różne domy aukcyjne różnie do tego podchodzą. Ponad 10 lat temu, kiedy rozpoczęliśmy projekt Młodej Sztuki, miał on na celu wypromowanie najmłodszych artystów, którzy zaraz po studiach nie mieli szansy zaistnienia na rynku. Do Aukcji Młodej Sztuki zapraszaliśmy wybranych artystów, którzy byli według nas najbardziej obiecujący i mieli duży potencjał. Kluczowym kryterium był oczywiście wiek – zarówno artysty, jak i samej pracy. Rzadko były to prace starsze niż z roku poprzedzającego aukcję. Natomiast sami artyści mieli nie więcej niż 40 lat.

Jakie są kryteria wyboru obiektów na Aukcje Młodej Sztuki? Jak Państwo je pozyskujecie?
Mamy oczywiście bezpośredni kontakt z wieloma artystami, bardzo wielu także się do nas zgłasza. Nasza komisja weryfikuje i kwalifikuje te prace do aukcji. Wszystko po to, byśmy mogli zaproponować coś rzeczywiście wartego uwagi, co chcemy zarekomendować naszym klientom do zakupu i włączenia do swoich kolekcji.

Przejdźmy do walorów inwestycyjnych. Młoda Sztuka ma dosyć niski próg wejścia – licytacje zaczynają się od 1000 zł…
Licytacja rzeczywiście rozpoczyna się od 1000 zł, ale finalna cena może być dużo wyższa – czasami kończy się na 1,5 tys., a czasami na 20 tys. zł, rekordem w tej kategorii była praca sprzedana za 38 tys. zł. Trzeba na to jednak spojrzeć z innej perspektywy – to jest sztuka bardzo dobrze zweryfikowana, więc pod tym względem te ceny i bariery wejścia są bardzo niskie. Zatem walor inwestycyjny mamy tu już niejako z założenia. Czy prace danego artysty za 5 lat będą kosztowały dwa razy więcej, pięć razy więcej czy tyle samo – tego nie wiemy. W przypadku młodych artystów jest to pewna loteria: w niektórych przypadkach ich notowania mogą pójść bajecznie do góry, w innych mogą pozostać na tym samym poziomie… Takie spektakularne sukcesy media nazwały już „efektem Sasnala”. I to się ciągle zdarza – choćby Ewa Juszkiewicz, której prace jeszcze parę lat temu można było kupować za 20, 30, 40 tys. zł, a niedawno na aukcji w Londynie jej obraz został sprzedany za blisko 2 mln zł! Czy inni artyści są w stanie powtórzyć ten sukces? Być może… Warto jednak mieć świadomość, że średnia cena dzieł Młodej Sztuki w Polsce wciąż jest na bardzo niskim poziomie w porównaniu do innych rynków na świecie. To jest też związane z tym, że w ogóle wydatki na sztukę są w Polsce niskie, np. 20-krotnie niższe niż w Austrii, nie wspominając już nawet o Wielkiej Brytanii…

Czy zależy to od poziomu naszych zarobków, czy raczej od świadomości?
To jest pochodna jednego i drugiego. Niezwykle istotna jest edukacja. Podejmujemy działania od kilkunastu lat i z roku na rok obserwujemy, jak dynamicznie ten rynek się rozwija.

Spotyka Pan Kowalskiego, który nie zna się na sztuce, ale stwierdza: zainwestuję! Na co powinien zwrócić uwagę?
Musi przede wszystkim wiedzieć, co kupuje. Powinien polegać na własnym guście i preferencjach. Uważam, że zawsze należy kupować to, co nam się podoba. Jeżeli chce się dokonać świadomego wyboru, warto śledzić rynek sztuki i nie bać się korzystać z wiedzy ekspertów – osób, które żyją tym na co dzień, np. pracownicy domu aukcyjnego. Oni doskonale orientują się i będą w stanie dobrze i świadomie podpowiedzieć, doradzić.

Czyli można przyjść do Państwa i zadać proste pytanie: co warto kupić?
Oczywiście. I na początku rozmowy zapytamy o to, co się Panu/Pani podoba? Obraz kupuje się przede wszystkim po to, by cieszył oko w salonie, sypialni czy gabinecie, a nie żeby schować go w garażu, odczekać 10 lat i sprzedać… Dopiero po tej wstępnej selekcji możemy ustawiać takie parametry transakcji, żeby dawały perspektywę inwestycyjną – pomożemy wybrać artystę, w którego wierzymy i który może rokować.

Skoro mówimy o inwestycji, to musi paść pytanie: ile można zarobić na Młodej Sztuce?
Na takie pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć… Można oczywiście kupić pracę artysty za 2 tys. zł i po kilku latach sprzedać za 20, czy 30 tys. zł. Może się jednak zdarzyć tak, że wzrost wartości nie będzie tak spektakularny. To działa podobnie jak na rynku nieruchomości. Jak odpowiedzieć na pytanie: ile można było zarobić na nich w ostatnich latach? Wszystko zależy od tego, co się kupiło i w jakiej cenie. Do wszystkich inwestycji trzeba podchodzić mądrze – dopiero wtedy można dużo zarobić. Obecnie Młoda Sztuka rzadko trafia z powrotem na rynek, bo na wzrost wartości trzeba poczekać. Widać jednak pewien trend: Polska sztuka, która się cały czas rozwija, zaczęła ostatnio bardzo drożeć. Działają tu podstawowe prawa ekonomii: ceny rosną, ponieważ wzrasta popyt, a spada podaż.

Jaki zatem horyzont czasowy przyjąć dla takiej inwestycji?
Inwestycja w sztukę jest długoterminowa, należy przygotować się na minimum 5 lat. Najlepiej zarabiają kolekcjonerzy, którzy nie chcą się z pewnymi obiektami rozstawać przez lata, nawet gdy dostają atrakcyjne propozycje od chętnych na te dzieła. Takie inwestycje potrafią ostatecznie przynosić krociowe zyski.

Już sam fakt, że ktoś składa takie propozycje, może świadczyć o tym, że ma się coś pożądanego i wartościowego…
Tak jak mówiłem, również na rynku sztuki obowiązuje podstawowa zasada popytu i podaży.

Wróćmy do Kowalskiego, który zainwestował w Młodą Sztukę – po roku okazuje się, że potrzebuje pieniędzy i chce sprzedać obrazy. Czy może z nimi wrócić do Państwa?
Zdecydowanie odradzamy inwestowanie w dzieła sztuki tym, którzy oczekują na szybki obrót pieniędzmi. Tym bardziej, jeśli robią to na kredyt lub spodziewają się, że będą tych pieniędzy potrzebowali.

Rozmawiał Mariusz Kucharski
Fot. Marcin Koniak